G-Dragon to człowiek o stu twarzach (w tym jednej, którą każdy może mieć, zakupiwszy jego pierwszy album - elektroniki nie trzeba lubić, ale taka 'smocza' maska to zupełnie inna sprawa) - nie ma głosu zdolnego kruszyć szkło, ale czego nie dośpiewa, to dowygląda... w końcu nie bez powodu jest uznawany za ikonę koreańskiej popkultury. Jednak nie można odmówić mu dużego talentu, a przede wszystkim ogromnej charyzmy i konsekwencji w tym, co robi.
Albumy wydaje dość regularnie - i zazwyczaj jest to dobry, lub co najmniej niezły materiał, który jakimś cudem zawsze trafia w gust odbiorców (choć być może to zasługa marki, jaką wyrobił sobie przez niemało przecież lat spędzonych na scenie). Nie ogranicza się też do promowania jednym utworem - dwa to minimum, które powinno być ekscentryczne w formie, treści (mile widziane oba naraz) lub zwyczajnie epickie. Coup d'Etat z tegorocznego albumu, zatytułowanego notabene tak samo, wpadało w drugą kategorię. Jakie jest Crooked?
Muzycznie to coś, co klubowym brzmieniem łączy leniwy refren i niedbale proste partie rapowe; nie są przesadnie gangsterskie ani mocne, ale za to nie sposób nie odczuć w nich pewnej charakterystycznej dla G-Dragona maniery - poczucia, że on po prostu robi coś, co lubi i co dobrze potrafi, bez udowadniania i pokazywania, jak wysoko można jeszcze się wspiąć, kiedy już niewiele zostało do samego szczytu. Nikogo nie zaskoczy fakt, że cały kawałek został skomponowany w pewnej części właśnie przez niego... i chociaż niektórzy fani tego artysty tą konkretną, 'pokrzywioną' piosenką zachwyceni nie byli, to jednak nie da się powiedzieć, żeby był to zły utwór. Jest po prostu dobry w swoim rodzaju - czyli muzyki niemającej zachwycać głębią, a raczej być puszczoną w klubie lub na poprawienie humoru. Owszem, tekst być może nie jest do tego idealny; śpiewanie o całkiem bolesnym rozstaniu pasuje bardziej do ballady, jednak takiemu artyście jak Smok pewne rzeczy po prostu się wybacza... zwłaszcza, że w tej piosence, od początku do końca czuć, kto ją śpiewa. Jest zwyczajnie bardzo w jego stylu...
...zupełnie jak teledysk - czyli w imię zasady "spodziewaj się niespodziewanego". W tych niepełnych czterech minutach klipu jest wszystko, począwszy od odbijania się od ściany w panterkowej bluzie, poprzez niekoniecznie przytomne spojrzenia na dyskotece, aż po pełne ekspresji skakanie po stołach. Trudno ubrać w słowa to, co tam się dzieje, jednak mimo wszystko, zdecydowanie warto zobaczyć. Stylizacja G-Dragona zawsze były szerokim tematem, i na tym polu artysta znów nie zawodzi. Chociażby tylko biegał po ulicach, między budynkami obficie pobłogosławionymi radosną twórczością zbuntowanej młodzieży z puszkami fabry w dłoniach, potrafi zrobić z tego coś, co wygląda ciekawie. Niektóre moementy wzbudzają raczej śmiech niż cokolwiek innego, bo w końcu wizualnie z lidera BIGBANG to nie do końca stuprocentowy gangster i dziecko ulicy (które objawia się w nim już od najwcześniejszego debiutu, który wiele gwiazd uznałoby za żenujący, a on wraca do niego niemal z dumą...) - ale wciąż nie ma nic do zarzucenia.
Jeszcze przed napisaniem recenzji nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że napiszę na temat tego utworu aż tyle pozytywnych komentarzy - moje pierwsze wrażenie było zbudowane na podstawie zmuszania się do przełknięcia 'Crooked', jednak to chyba dlatego, że po 'Doup d'Etat' mózg oczekiwał czegoś równie stonowanego i mocnego. Pomyłka. Ale tylko moja. G-Dragon po prostu robi swoje - i wciąż świetnie mu to wychodzi.
Po pierwszym przesłuchaniu jakoś mnie to tak nie wciągnęło jak Coup D'etat, ale z każdym kolejnym razem coraz bardziej podobała mi się ta piosenka ♥ Cała płyta jest genialna. Nawet moja koleżanka, która nie interesuję się kpop'em prosiła mnie o pożyczenie albumu :p
OdpowiedzUsuń